sobota, 20 sierpnia 2016

Rozdział 6

"Raziye, słysząc za kogo ma zostać wydana poczuła jak uczucia się w niej mieszają. Nie wiedziała co ma myśleć, ani jak zareagować. Z jednej strony poczuła szczęście, a z drugiej złość. "Przecież jego ukochaną jest Mihrimah... Tak nie może być" - powtarzała w myślach i wyrwała od krawcowych, które uparcie próbowały wykonywać swoje zadanie. Wyparowała z komnaty, nie zwracając uwagi na nic, a swe kroki skierowała wprost do komnaty Mahmuda..."




Złotowłosa przemierzała żwawym krokiem korytarze pałacu, cały czas bijąc się z własnymi myślami. Próbowała zrozumieć decyzje ojca, jednak cały ten fakt nie mieścił się w jej pięknej główce. W momencie kiedy dotarła pod drzwi jego komnaty zaczęła się wahać. Myślała nad tym co mu powie i jak wytłumaczy to cały zajście. Bała się, iż Mahmud uzna ją za winną i stwierdzi, że własnoręcznie udała się do swego ojca, aby ten ogłosił ich zaślubiny. Blondynka wzięła głęboki oddech i pewnym ruchem otworzyła mosiężne wrota, wchodząc bez uprzedzenia do komnaty Paszy. Zrozpaczona upadła przed nim na kolana, nie zwracając uwagi na to, iż sama tym siebie poniża, teraz to się nie liczyło.
- Mahmud wybacz mi nie chciałam tego ślubu, nawet o nim nie wspomniałam, wiem że kochasz Mihrimah. Wybacz mi proszę - niewiasta z przeraźliwym, przeszywającym powietrze szlochem wypowiedziała słowa, które ledwo przeszły przez jej gardło. Układane przed chwilą treści rozmowy poszły w zapomnienie, Raziye mówiła to co myślała, nie zastanawiając się zbytnio nad swym zachowaniem. Mahmud spojrzał na kobietę, pochodząc bliżej i podniósł ją z kolan, gdyż nie wypadało, aby sułtanka klęczała przed paszą. Błękitnooka spojrzała na mężczyznę, a ten otarł dłonią łzy z jej twarzy.
- Nie martw się nie chowam ku tobie urazy... Jako poddany twego ojca jestem gotowy wykonać rozkaz jaki mi powierzył, nie zamierzam się buntować... - pasza nie oderwał wzroku od pięknolicej, jednak jego słowa bezwiednie wypływały z ust. Każde wypowiedziane przez niego zdanie było dodawane z coraz cięższym sercem.
- Wygląda na to, że już jutro będziesz moją żoną - dodał, a głos który przechodził przez jego gardło drżał, tak jakby chciał usilnie ukryć rozpacz, która rozrywa jego duszę. Raziye spojrzała na niego kompletnie nie przekonana jego słowami.
- Tak nie może być wiem, że ją kochasz, a do mnie nie będziesz pałać tym samym uczuciem. Nie chcę abyś był nieszczęśliwy... Co my mamy zrobić - rzekła zawiedziona i ukryła swoją twarz w silnych ramionach mężczyzny. Mahmud przytulił kruche ciało pięknolicej do siebie i westchnął głęboko.
- Nie wiem. Nic się już nie da zrobić. Za szybko to poszło, jeśli się sprzeciwimy w najlepszym wypadku zostaniesz wygnana gdzieś daleko i będziesz żyć w nędzy. Mój los jako buntownika jest bardziej drastyczny, w najgorszym jak i najlepszym wypadku czeka mnie śmierć. Nie chcę też Ciebie krzywdzić, ale nie potrafię odmówić sułtanowi. Z doświadczenia wiem, że miłość do drugiej osoby nie zawsze pojawia się od pierwszego wejrzenia. Pamiętasz Ojca Tonio, o którym Ci opowiadałem? Nie od razu go pokochałem, jednak czas zmienił wiele. - głos Mahmuda zmienił się na spokojniejszy, zaś on sam wciąż tulił w ramionach Raziye. Przez chwilę między nimi panowała nieprzemijająca cisza, która była zagłuszana przez ich miarowe oddechy i spokojne bicie serc.
- Dobrze zatem wrócę do komnaty. Tam czeka na pewno zdenerwowany Hassan Aga - odparła, wychodząc z objęć i składając na policzku mężczyzny delikatny niewyczuwalny pocałunek. Ostatni raz spojrzała w jego ciemne przepełnione niepewnością i bólem ciemne czekoladowe tęczówki i odeszła do swej komnaty.








Niewiasta powróciła do swej komnaty, widząc tam przygotowaną już suknie. Wlepiła swoje błękitne oczy w jej delikatną fakturę, a następnie spojrzała na zadowolonego Hassana.
- Ślub odbędzie się jutro dzisiaj zaś noc henny pani - rzekł eunuch, pośpieszając służące, które szykowały sułtankę. Raziye westchnęła jedynie głęboko i przyjęła wszystko co jej dane. Ubrana w delikatną czerwoną suknie i równie krwisto czerwony welon ruszyła wprost do sali haremowej. Tam byli wszyscy począwszy na służących i nałożnicach, kończąc na samej Haseki Hurrem. Dziewczyna niepewnie usiadła na stojącym na środku stołeczku i wsłuchała się w rytm muzyki wybijanej przez kobiety. Patrzyła się przed siebie z przymrużonymi powiekami, które drżały, aby wydobyć z siebie gorzkie łzy, jednak Raziye nie dawała się ponieść emocjom. Cały czas myślała o słowach swego przyszłego męża i o tym jak bardzo chciałaby odnaleźć w nim ukojenie. Po skończonych oględzinach przyszła panna młoda udała się z powrotem do swej komnaty, gdzie kolejne szwaczki przygotowywały jej suknie ślubną. Pięknolica usiadła na wyszywanym ottomnie, zagłębiając się w smaku szerbetu który w tym momencie dawał jej ukojenie. W komnacie wciąż przebywał rozgorączkowany Hassan Aga którego tylko pospieszano.
- Pani jeszcze suknie na noc ślubną trzeba przygotować. - powiedział, chwytając za kolejne materiały. Raziye niemalże udławiła się tym co miała w buzi. "Noc poślubna" - powtarzała w swojej głowie sentencje, która wręcz wprawiała ją w mdłości. Dwoje ludzi, którzy wcześniej jedynie się trochę znali mają spędzić ze sobą noc. Do tego dochodzi fakt, iż mężczyzna za którego miała wyjść złotowłosa najchętniej uciekłby i spędził tą samą noc z jej siostrą. Raziye przymknęła zestresowana oczy i odłożyła gwałtownie kielich na półkę. "Czy tak chciał los?" - westchnęła głęboko i podeszła do kobiet, aby te mogły ukończyć jej strój.
[...]

- Co?! Wiedziałam, że tak na prawdę nigdy mnie nie kochałeś ! - wykrzyczała Mihrimah wciąż, szarpiąc się z zakonnikami, którzy chcieli wyprowadzić ją siłą z komnaty Mahmuda. Sułtanka była bardzo poraniona, gdyż wielokrotnie chciała podciąć sobie żyły po informacji o ślubie swego ukochanego. Tylko zakon mógł ją uratować. Mahmud był widocznie zdenerwowany. Obiecał, iż córka padyszacha powróci do Topkapi cała i zdrowa podczas, gdy ona sama ucieka z zakonu i o własnych siłach przybywa do Seraju.
 Jedyną osobą, która naprawdę nigdy nie kochała jesteś ty. Udowodniłaś mi to swoim zachowaniem właśnie tam w komnacie. Kiedy powiedziałem, że jeśli mnie kochasz i tak jest naprawdę nigdy nie targniesz się więcej na swoje życie, ale jak widzisz zrobiłaś to. - powiedział poważnie w jej kierunku i spojrzał na Ojca Jarno, który postanowił zabrać głos.
Miłość musi obrazować szacunek kochanej osoby, wymagać od jednej jak i od drugiej. Jednak ty umiesz się tylko martwić o siebie nie pomyślałaś ani razu co będzie czuł twój ukochany, który darzy cię wielką miłością, gdy się zabijesz. Ważniejsza jesteś ty i to co Ciebie dotyczy. - zakonnik swymi słowami wykazał ogromną mądrość jaką się cechował, a para dokładnie wysłuchała jego słów. Po chwili sułtanka zwróciła swoje zmęczone spojrzenie na paszę.
- Mówiłeś, że pocieszasz się tym, że będziesz mnie widywał. To ci by wystarczyło?Nie rozumiesz, że ja żyć bez Ciebie nie mogę?To widywanie by mi nie wystarczyło...Teraz jak udowodniłeś, że mnie nie kochasz, zabij mnie, po cóż mam żyć? Straciłam miłość swego życia... - rzekła, rzucając mu się do stóp, aby zacząć gorzko płakać i szlochać. Mężczyzna uniósł swą ukochaną i obdarzył namiętnym pocałunkiem.
- W takim razie wbij mi ten sztylet prosto w serce - rzekł ciemnowłosy, podając Mihrimah tępy nóż do dłoni. Wtedy niewiasta zrozumiała, że pasza ją kocha. Wyrzuciła nóż i zaczęła wpatrywać się w jego ciemne tęczówki.
- Z kim masz w ogóle wziąć ślub - zapytała, głęboko westchnąwszy. Mahmud zawahał się nad odpowiedzią i jedynie przytulił do siebie swą wybrankę, jednak ta swym spojrzeniem wymusiła na nim odpowiedź.
- Mą żoną jutro zostanie... Twa siostra - mówiąc to wypuścił powietrze i spojrzał spokojnym wyrazem na ukochaną. Wyraz twarzy Mihrimah mówił wszystko, wręcz zagotowało się w niej.
- Powiedz straży, żeby szykowali powóz! Jedziemy do stolicy, żaden ślub się nie odbędzie ! - krzyknęła rozżalona, łapiąc swego ukochanego za ramię i ciągnąc w kierunku drzwi.
- Co chcesz zrobić? Ty nie możesz się stąd ruszyć ani na krok. A po za tym wiadomość jest już ogłoszona, sułtan nie cofnie wydanego rozkazu. Dowiadywałem się o wielu wyjściach, jednak każde jest nie możliwe. Co więcej Sułtan ma poparcie również twej matki, a jak wiesz nawet ty nie wpłyniesz na sułtana, jeśli twa matka jest temu przeciwna. Zostało by mi tylko się zbuntować, ale los buntowników jest nam wszystkim znany... Nie martw się kiedyś będziemy razem jak tylko Allah zechce. - rzekł spokojnie, przyciągając ciało Mihrimah do siebie i głaszcząc jej włosy.
- Jak sobie chcesz... Sama tam pojadę. Moja matka zapewne chciała tego ślubu, bo jak rozpaczałam to mówiłam żebyście się ożenili. Nie zdążyłam jej powiedzieć, że wszystko sobie wyjaśniliśmy i jesteśmy razem szczęśliwi - powiedziała rozgoryczona i zaczęła chodzić po komnacie, zastanawiając się nad planem działania. Jej przemyślenia przerwał głos Ojca Jarno
- Nigdzie nie pojedziesz twój stan na to nie zezwala gdybyś nie podcięła sobie żył, nie byłoby problemu. - rzekł donośnie i patrzył to na Mihrimah, to na Mahmuda. Pasza pokiwał głową.
- Ojciec ma rację Mihrimah, nie daj Bóg nie przeżylabyś tej wyprawy. Jednak nie mogę uwierzyć, że zaproponowałaś to swej matce. Spełniła twą prośbę jak widać. Nie mogę ryzykować twoim życiem, wrócisz do pałacu jak wyzdrowiejesz - rzekł spokojnie i nakazał straży pochwycić sułtankę, a następnie zamknąć ją. Niewiasta wyrywała się nieco
- Kiedyś mówiłeś, żebyś życie dla mnie poświęcił, to chyba były słowa rzucane na wiatr... Widzę jak cierpisz, jak nie chcesz ślubu z moją siostrą... - odparła przez łzy, gdy nagle strażnicy na znak paszy puścili sułtankę z uścisku. Mężczyzna podszedł do kobiety, chwytając jej twarz w swoje dłonie i oddał na niej kilka pocałunków.
- Bo nie chce. Ale jest nadzieja, że będziemy razem, że będzie tak jak marzyłaś, weźmiemy ślub, będziemy mieli dzieci. Jednak jak będę martwy raczej to nie będzie możliwe. Zostań ze mną. Bądź ze mną tej ostatniej nocy. Zgodzisz się ? - przyciągnął do siebie ciało sułtanki, a straży nakazał wyjść z komnaty, aż zostali sami. Spędzili całą noc blisko siebie, aż zaczęło świtać. Po czułym pożegnaniu Mahmud pojechał do stolicy, zaś Mihrimah obmyśliła plan w głowie.
[...]



 Stambuł
24 sierpnia 1539










Noc mijała, księżyc powoli chował się, a jego miejsce zastępowało słońce. O dziwo dzi był piękny, ptaki śpiewały, a na niebie nie było ani jednej chmurki. "Czy Bóg chce, aby doszło do tego ślubu, a to jest znak ? " - niebieskooka zadawała sobie to pytanie delikatnie, podnosząc z łóżka. Swe kroki pokierowała na malutki taras. Wzięła głęboki oddech, przyglądając się jak agowie i służące od rana krzątają się pomiędzy alejkami, a Hassan Aga wszystkiego pilnuje. Zachichotała, widząc jak eunuch wymachuje rękoma i stroi bardzo zabawne miny. Nagle mężczyzna zauważył kobietę na balkonie i od razu udał się do niej z przyszykowaną suknią. Błękitnooka w tym czasie udała się do hammamu, gdzie służące i kalfy dokładnie się nią zajęły i nałożyły wiele olejków na jej jedwabistą skórę. Całkowicie odświeżona powróciła do komnaty gdzie czekała na nią złota suknia z pięknymi zdobieniami. Na widok kreacji Raziye zaparło dech w piersiach. Ubrała ją i spoglądnęła w lustro, oglądając swoje odbicie. Dodała jeszcze wiele ozdób i uśmiechnęła się sama do siebie.
- Wyglądasz pani jak anioł w ludzkiej postaci - powiedział uradowany Hassan, podając sułtance ostatnią ozdobę. "Jak anioł" - powtarzała w myślach rozmarzona Raziye. Po chwili Hassan oznajmił sułtance kilka spraw i wyszedł gdyż właśnie zaczynała się ceremonia zaślubin. Do komnaty złotowłosej weszła jej matka, która szeroko się uśmiechała. Podeszła bliżej i z łzami szczęścia oglądała swą córkę w pełnej okazałości.
- Moja Raziye. Moja piękna córko. Jesteś najpiękniejszą panną młodą jaką widział ten świat. Nikt nie dorówna twemu pięknu - powiedziała pełna zachwytu i sięgnęła po dosyć sporą koronę, którą nałożyła na delikatną głowę pięknolicej. Dziewczyna ugięła się pod ciężarem ozdoby, jednak odwzajemniła szczery uśmiech matki. Mimo wszystko w jej sercu panowała pustka. Z każdą chwilą jej stres wzrastał. Klatka piersiowa niewiasty unosiła się gwałtownie i szybko. Mahidevran przytuliła lekko swą córkę, dając jej otuchy i pociągnęła za rękę prowadząc do Haremu. "Destur Raziye Sultan ve Mahidevran Sultan Hazretleri ! " - rozległ się donośny krzyk sługi, a dziewczęta której do tej pory pochłonięte były tańcem rozstąpiły się, oddając kobietom niski ukłon. Raziye zasiadła na honorowym miejscu i dała znak dłonią, aby zabawa nadal trwała. Muzyka tańce i smaczne potrawy, które znajdowały się wokół niej nie sprawiły, jednak że poczuła się lepiej. Stres wywołany całym tym zdarzeniem, które na domiar złego miało zabójczą prędkość spędzało jej sens z powiek. Choćby chciała nie mogła włożyć niczego do ust więc jedynie patrzyła na roześmiane twarzy tańczących dziewcząt, próbując choć trochę unieść kąciki swych bladoróżowych ust. Niewiasta między służącymi wypatrzyła Hassana, który podszedł bliżej i ukłoniwszy się podał sułtance do rąk papier.
- Zaślubiny się odbyły. Gratuluje - uśmiechnął się lekko, patrząc na Raziye, która wypuściła powietrze z ust. "Czyli już jestem mężatką" - pomyślała w duchu, przyglądając się uważnie papierkowi, który zadecydował o jej dalszym życiu. Wtedy o czymś sobie przypomniała. Spojrzała wymownie na Hassana i przybliżyła go do siebie.
- Co z nocą poślubną? Kiedy ma się ona odbyć? - zapytała dość nie pewnie i delikatnie spuściła wzrok lekko się rumieniąc.
- Dzisiaj w nocy w marmurowym pałacyku pani - odrzekł eunuch i wyprostował, odchodząc od sułtanki, aby zająć się innymi sprawami. Raziye zwinęła papierek i odłożyła go na bok, gdy nagle w haremie rozległy się głośne krzyki. "Żadnego ślubu nie będzie! Odwołajcie go! To wszystko to jest nieprawda, Raziye niedługo nie będzie już żadną mężatką" - głos rozchodził się po ścianach i był bardzo przeraźliwy. Złotowłosa od razu rozpoznała w nim swą siostrę. Podniosła się szybko z miejsca i obawiają,  tego co może nadejść wraz ze strażnikami wyszła tylnym wyjściem z pałacu.
- Hassan Aga. Nikt nie może wiedzieć gdzie będzie Sułtanka Raziye - wyszeptał do ucha eunuchowi jeden ze strażników. Zabawa nadal trwała, zaś błękitnooka udała się do pałacyku na swą noc poślubną...







Raziye przekroczyła próg pałacu, w którym miała odbyć się jej noc poślubna. Dookoła było pełno straży, którzy mieli rozkaz, aby nie wpuszczać nikogo oprócz Mahmuda Paszy. Blondynce wydawało się jakby miała być tam zamknięta, a nie spędzała nocy poślubnej. Przeszła korytarzem do komnaty, której przekroczyła próg. To w tym miejscu będzie teraz spać ze swym mężem i dzielić z nim smutek oraz szczęście. To w tej komnacie wszystko się zacznie. Raziye stanęła na środku, a służące nałożyły na nią perfumy oraz delikatny welon na głowę. Wszystko już było gotowe, a stres sułtanki z każdą chwilą gwałtownie wzrastał. Tym razem uczucie, które jej towarzyszyło było jeszcze głębsze od tego co czuła wcześniej. Przymknęła oczy, biorąc kilka głębokich oddechów, a służące próbowały ją uspokoić i wciąż powtarzały, że wygląda pięknie. Nagle drzwi od komnaty otworzyły się, a w nich stanął Mahmud. Wszystkie osoby ukłoniwszy się opuściły pomieszczenie, zostawiając parę samą. Pasza zmierzył kobietę wzrokiem i powoli podchodził coraz bliżej, aż poczuł jej nieziemski zapach. Raziye przełknęła nerwowo ślinę, przymykając ponownie oczy. Mężczyzna stanął naprzeciw niej i uniósł lekko welon z jej twarzy spuszczając go na ziemię. Przejechał palcem po delikatnej twarzy sułtanki, a następnie przybliżył się, składając pocałunek na jej policzku. Serce Mahmuda cały czas buntowało się przed tym co się dzieje, jednak z drugiej strony nie chciał zawieźć swej nowej żony. Kończąc pocałunek zauważył stres kobiety. Uniósł jej głowę za podbródek i spojrzał w czysto niebieskie oczy.
- Nie zrobię nic jeśli tego nie zechcesz. Nie chcę Cię w żaden sposób skrzywdzić byś miała mi cokolwiek za złe. Nic nie wydarzy się dziś w nocy, jeśli nie dasz mi swojej zgody - odparł spokojnie. Sułtanka zwróciła na niego zdziwione spojrzenie i uniosła swą dłoń, dotykając jego policzka.
- Ja też jestem w stanie nawet wyjść z tej komnaty, abyś ty był szczęśliwy. - powiedziała delikatnie i ponownie przymknęła oczy.
- Jak wiesz ta noc jest moją pierwszą w życiu. Ja.. ja nawet nie wiem jak coś zacząć - szepnęła speszona i spuściła lekko głowę. Pasza chwycił dłoń sułtanki i obdarzył delikatnym pocałunkiem, po czym przyciągnął ją bliżej siebie, objął w pasie i zaczął namiętnie całować. W jednej chwili przypomniały mu się wszystkie wybryki Mihrimah. Pasza swoje dłonie pokierował na guziki sukni Raziye i zaczął jej powoli odpinać, a po chwili poczuł jak złotowłosa ściąga jego kaftan.  Wszelkie jego myśli biegnące do Mihrimah uciekły był tylko on i Raziye. Mahmud zszedł swą twarzą na szyję kobiety i obdarzał ją subtelnymi pocałunkami. W końcu zdjął całą suknie, pozostawiając swą żonę całkowicie nagą. Podniósł ją z miejsca i położył na łożu, przybliżając swoją twarz do niej.
- Jesteś tego pewna? Jesteś gotowa ? - zapytał, patrząc prosto w rozciągające się niczym błękit morza oczy niewiasty.
- Tak jestem - odpowiedziała spokojnie, biorąc głęboki oddech. Pasza uśmiechnął się, lustrując wzrokiem jej nagie piersi. Zaczął delikatnie całować poszczególne części kruchego niczym porcelana ciała Raziye, co chwilę, zatrzymując się, aby zobaczyć jak się czuje.
- Przyjemnie? - zapytał, wracając do jej twarzy na której malowało się zadowolenie. Blondynka jedynie przytaknęła, uśmiechając się delikatnie. Mężczyzna powrócił do pocałunków, schodząc coraz niżej. Z każdym zejściem oddech kobiety przyspieszał, a jej stres mijał. Kiedy przeszli do sedna sprawy na, twarzy Raziye wymalowany był grymas, jednak po dłuższej chwili przerodziło się to w rozkosz. Po odbytej nocy para leżała obok siebie zwrócona w swoją stronę.
- Paszo czy my możemy być teraz szczęśliwi? - zapytała jasnowłosa spoglądając w pełne wyrazu oczy Mahmuda. Pasza objął swą żonę i westchnął cicho...
----------------------------------------------------------------------------------------
Po długiej przerwie spowodowanej ciągłym brakiem czasu oraz niespodziewanym wyjazdem pojawił się rozdział 6 ! Następny postaram się dodać przed początkiem roku ;)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz